Pieczęcie kościelne



Pieczęć w naszym języku jest pojęciem jakże szerokim, bo ileż to rzeczy można zapieczętować, zamknąć na tak zwane trzy spusty, by te nigdy, a przynajmniej do czasu otwarcia nie ujrzały światła ludzkich oczu. Mówiąc o pieczęciach, można mieć na myśli prawie że wszystko. Bo cóż człowiek może zapieczętować? Bynajmniej, prawie owo wszystko, a równie prawie-na zawsze.

Dlatego po tym, dość chaotycznym skądinąd, wstępie, przejdźmy do tego co pewne, jakże znaczne, kręgi ludzi pieczętują od bardzo dawna, zamykając, tając, błagając na końcu wszelkie byty co tylko to umożliwią, co tylko jakoś pomogą w tym, by też zataić człowieka, zataić kim jest, ukryć jego niezbywalną prawdę. Mianowicie, dziś opiszę pokrótce, czym są pieczęcie kościelne.

Tak więc po kolei. Czym one są? Wbrew pozorom, są kłamstwem, nieudolnym zresztą, bowiem można porównać je do obskurnej celi z drobnym okienkiem, w której osadza się tych, nazwijmy-winnych, którzy to już do końca nie mogą ujrzeć światła dnia, świata zewnętrznego. Nietrudno, oczywista, domyśleć się więc, że owe pieczęcie są jakże tymczasowe, a na pewnym poziomie-dość trywialnym, choć mimo wszystko-skutecznym narzędziem kościoła chrześcijańskiego. Wróćmy jednak do początku.

Pieczęć w naszym języku jest pojęciem jakże szerokim, bo ileż to rzeczy można zapieczętować... Najogólniej mówiąc, w każdym przypadku jest to blokada, zamykająca skrytą pod spodem wiadomość. Bynajmniej, pieczęcie nigdy nie są trwałe, skądinąd, są łamliwe, kruche, a wiadomość, którą chronią, zawsze wychodzi na wierzch.
Można zauważyć, że do tego porównania idealnie wpasowują się na równi z pieczęciami sygnującymi listy, pieczęcie kościelne. Są to, w skrócie, blokady, w tym wypadku-energetyczne nadawane bezwolnemu dziecku, a potem, w zależności zresztą od obranej drogi, dorosłemu już człowiekowi podczas poszczególnych sakramentów. Pisałem wcześniej, iż każda pieczęć kryje wiadomość, rzec-blokuje ją. Nie inaczej jest i w tymże przypadku, a zatem-co blokują pieczęci chrześcijańskie? Można na pewnym stopniu powiedzieć, wchodząc nieco poniekąd w szamanizm, iż duszę potencjalnego kandydata, ale trafniej byłoby przyznać, iż te blokują w świadomości jedynie informacje o człowieku, o tym, że jest nieśmiertelną, wszechmocną, boską duszą, że z Bogiem można rozmawiać na zasadzie zwykłego dialogu, mało, że nie potrzebuje on żadnego mentora, a jedyną, niezbywalną prawdą jest jego serce. Idąc dalej, we wniosku, można stwierdzić, iż owe sakramenty blokują serce człowieka, jego boską świadomość, jego, nazwijmy-moc wynikającą pośrednio z wiary w swą niezbywalną boskość.


Jednakowoż już na tym etapie może się pojawić pewien dość znaczny dysonans. Mianowicie, skoro kościół zabiera człowiekowi informacje o nim samym, to jak może ten istnieć w ziemskiej rzeczywistości nie wiedząc jakoby, kim jest. Toż człowiek musi mieć świadomość pewnej przynależności, coś musi być na owej kopercie z pieczęcią, choćby i adres, bo inaczej... nie da rady istnieć, bez żadnej, nawet nieprawdziwej, wiedzy o sobie, o swoim pochodzeniu, o swojej "przynależności".
Oczywista, i tu taką informację podsuwa kościół(potem do niej przejdziemy), doszczętnie wykutą na zadanej podczas chrztu-pierwszej pieczęci, kiedy to dziecko, bezpośrednio brane za istotę grzeszną-jakoby za samego demona, poddawane jest egzorcyzmowi. Na jakiej zasadzie? Otóż w swoich formułkach ksiądz odrzuca od dziecka wszelkie demony zakładając, że nowo narodzona, niewinna istota boga, nieśmiertelna miłość to rzec-wcielony szatan, którego należy bezsprzecznie wytępić. Bynajmniej, głowy kościoła, acz na wyższym jego szczeblu, wiedzą co robią, wiedzą, że wytępić nie da się demona w dziecku, bowiem go tam nie ma. Wytępić, a raczej jedynie zakleić, bowiem zniszczyć się jej nie można, chcą informację o tym, kim ta istota jest, jaką ma moc i jakaż jest potężna.

Dodam tu w dygresji, iż formułki wypędzające demona niechybnie go przyciągają, bowiem skoro też kościół wypędza coś, czego nie ma, to to przychodzi, albowiem każde słowo, tak jak w tym przypadku i byt z nim związany, jest energią.

Przejdźmy jednak do owej nowej, jakże fałszywej, informacji, którą na zapieczętowanej kopercie wypisuje kościół. Doprawdy, nietrudno ją dostrzec. Bezbrzeżne stado owiec ślepo podążające za pasterzem, piekło, z którego nie da się wyjść, konieczność spożywania komunii "świętej", homofobia dzieląca dzieci Boga, a więc i miłość na lepszą i gorszą, więc i całe średniowieczne realia. To tylko fragment  mający wprogramować nam fałsz, iż jesteśmy bezwolną, nic nieznaczącą bez kościoła istotą błąkającą się pomiędzy dobrem, a złem, czekającą na litość, klękającą przed ołtarzem, a więc i zniewoloną.
Naprawdę to niebywale dziwne, że ludzkość nadal w tym trwa, ale też trudno cokolwiek zrobić. Czemu? Bowiem postrzeganie siebie poprzez kościelną naukę jako owcę, bezwolną marionetkę w rękach "boga" jest, doprawdy, wręcz upokarzające, pozbawiające wiary w samego siebie, w to kim jesteśmy wewnątrz zapieczętowanej koperty.

A kim jesteśmy? Wystarczy spojrzeć w lustro, lecz nie z poziomu programów, nie z poziomu kościelnych doktryn czy nawet nie z poziomu ciała czy tego życia. Nie jesteśmy ani programem, ani też ciałem czy tym życiem. Jesteśmy duszą, esencją Boga, jesteśmy stworzeni z wszechmocnej energii miłości, która pokolorowała niebo, stworzyła góry, lasy, planety, a idąc dalej-cały wszechświat. Możemy być i wszystkim, i niczym. W zależności w co uwierzymy, tak się dostosuje nasza boska, wszechmocna energia, acz kościół poprzez pieczęcie i wpajanie nowych programów, rzec-swoistych wirusów walczy, byśmy zapomnieli, poczuli się nikim, malutcy wobec narzuconego majestatu, ponieważ kiedy do tego dojdzie, nie będzie Boga, bo nie będzie nas. Będzie tylko kościół, tylko demon i najgorsze, ciemne energie, które my-pozorni niewolnicy będziemy tworzyć w naszym smutku i przybiciu, a wszystko zaczęło się od chrztu, od zasłonięcia lustra, od zaklejenia prawdy.
Należy spojrzeć na siebie, uświadomić sobie i powiedzieć z wiarą-Stop! Kościół się rozpada i prędzej czy później rozpadnie, albowiem kościół to nie Bóg. Bóg to nasza esencja, nasze serce.

Na końcu warto napisać, iż kolejne sakramenty: komunia, bierzmowanie, ślub, namaszczenie dalej podkopują nasze boskie centrum, wiedzę, kim jesteśmy.

Jak zatem zdjąć owe pieczęcie? Jesteśmy energią boską, a ona, cóż, jest wszechmocna. Wystarczy spojrzeć na siebie i uświadomić sobie kim jesteśmy, obudzić wiarę, a następnie-już tylko pstryknąć.

Życzę światła.

Pozdrawiam.

Bbard

Więcej o złożoności pieczęci, kościoła, ich zdejmowaniu jak i informacji o swoim prawdziwym jestestwie na warsztacie Pani Barbary Turlińskiej:

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

UWOLNIENIE DUSZY

DOTYK ŚWIATŁA. PUNKTY ŹRÓDŁOWEJ ŚWIADOMOŚCI.